Posty

co za czas

Najpierw czas kwarantanny, stan epidemii wciąż jest, ale wygląda to inaczej niż przez te pierwsze dwa/trzy miesiące. Głuche, puste miasta, domowa izolacja, praca w domu po nocach. Czas wywrócony,  a jednocześnie dogłębny, bez codziennych miejskich przyzwyczajeń. Co w tym najgorsze? Stres, strach i  nerw.  To najbardziej męczące. Bycie z Miłoszkiem najlepsze choć wymagające. Znacznie bliżej

Istnienie

Jestem Miłosz - mówi i uśmiecha się do siebie i do mnie. A potem pyta - a na początku w domu pohawiła się mama i potem ja w bdzuchu rosłem i potem ze szpitala wróciłem bobaskiem? Ale najważniejsze czy najpierw w domu pohawila się mama? Czyli nasze miejsce, dom musi być najpierw. Moja odpowiedz chyba zbyt zawiła na to piękne pytanie, ale proszę o więcej takich pytań.

Wakaje

I po urlopie. Nad morzem moglibyśmy być jeszcze długo długo, ale 2 tygodnie to też cudnie. Co zapamiętać? Widok i przestrzeń, kilka chwil luzu dla mnie, nie bylo ich znowu tak dużo. Kolor nieba i zapach sosen, urokliwe uliczki. Milucha szalejącego z dziećmi, zwłaszcza z Emi, Milucha wyluzowanego na plaży, łapiącego tę naturalną swobodę i wyobraźnię, robiacego naleśniki z piasku i naprawiającego zamki, montującego parawany i inne instalacje. Dzielnego, mimo infekcji na samym początku. Robrykanego i przeginającego, Kochanego. Co naprawić? Nerwy w komunikacji. Kierunek despotyczny. Nie wiem skąd się wziął, pewnie z mojej chwiejnej natury, a mama przecież ma dowodzić i przewodzić. A tu maly klops ostatnio. Więcej rozmów z L o tym. Wierzę, że ogarniemy. Generalnie nad morze się jeszcze chce, a tu trzeba pracować i to konkretnie. Sprobujemy.

26 maja

Dziś 28, ale na Dzień Matki M zrobił mi prezent zaskakujący. Ruszył rowerem na dwóch kółkach, zaskoczenie, bo kółka odkręcane i przykręcane były, a decyzji wciąż było brak. Chciałam zmotywować, uczepiając się obietnicy dzwonka od Cioci I, ale ostatecznie jakoś tak się stało, że dzwonek został przykręcony i po tym fakcie M postanowił nagle ruszyć. Chyba droga z górki z parku pomogła, bo potem jakiś wiatr w żagle dmuchnął i oto pojechał. A wczoraj piękne przedstawienie w przedszkolu. Ręka drżała, ale kręciła, prawie całość zarejestrowałam choć kamera jeździ na tym nagraniu jak szalona. I dyplomy odebraliśmy, ajaj, ale miło :). Nerwowy ostatni tydzień, ale wyciągnijmy wnioski i uspokójmy się. W pracy nowe miejsce pracy, znaczy osobny pokój. Wciąż mam ten niedosyt, że z mało uwagi z mojej strony, że zabawa nasza chaotyczna, bo ciągle coś do ogarnięcia w zagraconym domu. Zagraconym, właśnie, i pełnym ciuchów niepotrzebnych, trzeba zrobić klar. No trzeba, i ten balkon obsiałabym.

Dziel się

A dziś miski dla piesków i deski do szklarni zaniesione. Dzielni jesteśmy. Piękna pogoda, ale nerw przy pakowaniu prezentu dla Martynki. Lepiej, żeby tego nerwu nie było. Spacerem z dk świt, przez miły kawałek szkole i odkryte place zabaw. Spacery najlepsze. Nogami nie autobusem.

Praziomek

Z kina wyszliśmy jak tylko zaczął się film. Za ciemno mówi Maluch. Ja myślę, że to też za głośno. Ale godzinkę spędziliśmy w kinowych fotelach pogryzając smakołyki i śledząc spotkanie dotyczące książki dla dzieci. To akurat całkiem fajne i jeszcze pies biegający między rzędami. A zatem przymierzyliśmy się do kina z lekka. Za to dziś zabawy na placu z chłopakami. Ganianie z hulajnogami i rowerami. Z tym drugim jakoś powoli na razie. Ale czuję że żadne ciśnienia tu nie wchodzą w grę. Raczej nie tędy. Poza tym banany pod nar

Pejzaż

Mały chłopiec przysiada się do mnie w piaskownicy i opowiada o obrazie, który Tata Malucha namalował w przedszkolu. Opowiada ładnie i to szczęście widzieć jaki ślad zostawia w dziecku takie doświadczenie. Spokojny, piękny ślad. To była prezentacja na prośbę Pań przedszkokanek. Zawód malarz. Maluch dumny, ale rozpłakał się ponoć w momencie wyjścia taty. Tak ponoć reagują wszystkie dzieci. Dzień zatem pełen wrażeń i płacz na koniec. Po wszystkich parkach, piaskownicach, koleżeństwach i szaleństwach nie dziwię się. A w pracy dziwnie. Zobaczymy. Nagrywalam ładne zdanie do spotu na dzień